niedziela, 6 października 2013

Jerzy Jaros: Górnictwo węglowe w rejonie Małej Dąbrówki

W 1964 r. w Wiadomościach Górniczych opublikowano dwa artykuły, w których Jerzy Jaros, znany historyk górnictwa węglowego, przedstawił dzieje kopalń w rejonie Dąbrówki Małej (1). Pełny tekst artykułów zamieściłem poniżej, a pozyskałem go ze zbiorów Biblioteki Naukowej Głównego Instytutu Górnictwa w Katowicach. Pracownikom czytelni i wypożyczalni Biblioteki GIG dziękuję za okazaną pomoc :) Praca Jerzego Jarosa posłuży jako źródło dla wpisów traktujących o kopalniach węgla kamiennego w Dąbrówce Małej.
Pierwsze pole górnicze w Małej Dąbrówce zostało nadane w 1826 r., ale przez kilkadziesiąt lat „leżało odłogiem”. W dniu 21.10.1836 aptekarz mysłowicki Fengler dokonał zgłoszenia górniczego na pole Szczęście Luizy, położone bardziej na wschód, w pobliżu Roździenia. Pole to zostało nadane już po jego śmierci, w 1838 r., przy czym właścicielem został Józef Heintze z Dębu, określany w dokumentach jako przedsiębiorca górniczy i hutniczy. W następnym roku przebito szyb Jakub głębokości 24 m i rozpoczęto eksploatację górnego pokładu węgla, mającego ok. 4,5 m grubości. Eksploatacja odbywała się systemem filarowym z zawałem. Urobek dowożono pod szyb za pomocą popychanych przez wozaków platform, jadących po drewnianych torach. Na platformach tych ustawiano skrzynie, z których każda miała pojemność 2 beczek (ok. 370 kg węgla). Skrzynie te wyciągano następnie na powierzchnię ziemi za pomocą kołowrotów. W podobny sposób, za pomocą ręcznych kołowrotów i beczek, usuwano również z wyrobisk dopływającą wodę.

W 1840 r. produkcja kopalni doszła już do 4,6 tys. ton przy czym wybrano pokład węgla na przestrzeni 1617 m2 (370 łatrów kwadratowych); straty substancji węglowej wynosiły więc ok. 50%. Kopalnia zatrudniała w tym roku 44 pracowników: sztygara, miercę węgla, 18 rębaczy, 8 wozaków i 16 ciągarzy. Na 1 pracownika przypadało zaledwie ok. 100 ton rocznego wydobycia, wobec braku maszyn parowych i konieczności ręcznego odwadniania. Płaca sztygara wynosiła 3 talary tygodniowo, a płaca miercy węgla - 2 talary. Rębacz w akordzie zarabiał 10 srebrnych groszy na dniówkę, a przy pracach niezakordowanych - 7 1/2 srebrnych groszy; wozacy i ciągarze otrzymywali po 6 srebrnych groszy za dniówkę. Węgiel sprzedawano przeważnie do pobliskich hut cynku oraz do hut i walcowni żelaza.

Podobnie przedstawiały się stosunki w sąsiednich kopalniach: Guter Traugott w Roździeniu i Jerzy w Małej Dąbrówce. Ponadto w rejonie Małej Dąbrówki istniały w tym czasie jeszcze kopalnie węgla Gwiazda Wieczorna oraz Gwiazda Poranna.

Już w latach czterdziestych XIX wieku kopalnie: Szczęście Luizy, Jerzy i Guter Traugott musiały rozpocząć eksploatację głębszych poziomów (40÷60 m pod powierzchnią ziemi), przy czym konieczne stało się zastosowanie maszyn parowych do odwadniania i wyciągania urobku. Inwestycje te zwiększały znacznie zdolność produkcyjną kopalń, były jednak bardzo kosztowne, toteż dotychczasowi właściciele poszukiwali niejednokrotnie nowych wspólników, którzy mogliby dostarczyć potrzebnego kapitału. W kopalni Szczęście Luizy, która w 1842 r. przerwała produkcję po wybraniu górnego pokładu węgla na przestrzeni 120 m po upadzie, przebito w 1847 r. szyb Alter głębokości 42 m, przy którym ustawiono maszynę odwadniającą o mocy 10 KM i z którego założono nowy poziom wydobywczy.

Zastosowanie maszyny parowej umożliwiło znaczne zwiększenie wydobycia i przyczyniło się do wzrostu wydajności pracy. W 1849 r. wydobycie węgla na 1 członka załogi kop. Szczęście Luizy wynosiło już 123 tony.

W całym okręgu górnośląskim wydajność wynosiła w tym okresie ok. 150 ton rocznie na jednego robotnika, a przeciętne straty substancji węglowej podczas eksploatacji stanowiły według obliczeń von Kruga ok. 20% złoża (z 1 łatra sześciennego uzyskiwano przeciętnie 53 beczki, czyli ok. 9,7 ton urobku).

Łączny koszt ponownego uruchomienia kop. Szczęście Luizy wyniósł 11 609 talarów. Józef Heintze finansował te prace początkowo sam, musiał jednak w parę lat później przyjąć na wspólnika właściciela pobliskiej huty cynku Paweł, radcę handlowego Fryderyka Edwarda von Löbbecke, któremu odstąpił 60 2/3 kuksów. Dzięki temu uruchomiona w 1847 r. huta Paweł stała się stałym odbiorcą węgla z kop. Szczęście Luizy. W 1851 r. Heintze zawarł również umowę z kierownictwem kop. Guter Traugott w sprawie wspólnej budowy nowego szybu odwadniającego. Szyb ten, zbudowany w 1852 r., miał 62 m głębokości; ustawiono na nim maszynę odwadniającą o mocy 60 KM. W kilka lat później przebito jeszcze jeden szyb odwadniający do tego samego poziomu, z maszyną parową o mocy 120 KM. Jednocześnie już w 1849 r. kierownictwo kop. Szczęście Luizy rozpoczęło wysyłkę węgla koleją do rejonów Wrocławia i Raciborza. Kopalnia znalazła tam nowych odbiorców i miała zapewniony zbyt dla swej produkcji także w okresie, gdy pobliskie huty uległy likwidacji lub też przeszły w posiadanie wielkich koncernów, dysponujących własnymi zasobami paliwa. Wydobycie Szczęścia Luizy wyniosło już w 1849 r. - 17 tys. ton, w 1852 r. ok. 61 tys. ton, w 1860 r. doszło do 126 tys. ton, a w 1865 r. - do 204 tys. ton. W następnych latach produkcja nieco spadła, aby w 1874 r. osiągnąć najwyższy poziom - 240 577 ton. W ten sposób kop. Szczęście Luizy wysunęła się na jedno z pierwszych miejsc wśród prywatnych kopalń w okręgu górnośląskim. Obszar górniczy kopalni, którego początkowa wielkość wynosiła 724 tys. m2, wzrósł po przyłączeniu nadanego w 1874 r. pola Nowe Szczęście Luizy do 1175 tys. m2.

Aby uzyskać fundusze na nowe inwestycje, właściciele musieli przyjmować do gwarectwa dalszych udziałowców. Już w 1860 r. Heintze sprzedał 51 spośród swoich kuksów. Reprezentantem gwarectwa został emerytowany przysięgły górniczy Kremski z Roździenia. Z biegiem czasu liczba udziałowców (gwarków) doszła drogą sprzedaży i dziedziczenia kuksów do 27.

W okresie kryzysu i długotrwałej depresji gospodarczej w latach 1875÷1888 wydobycie kop. Szczęście Luizy zmniejszyło się do kilkudziesięciu tysięcy ton rocznie. Wpłynęło na to również wyczerpywanie się zasobów węgla w górnych pokładach. Kopalnia prowadziła jednak eksploatację aż do 1894 r., kiedy to została zalana przez wodę z pobliskiej rzeki Rawy.

Kopalnia Gwiazda Wieczorna, która w 1874 r. przeszła na własność odrębnego gwarectwa, była eksploatowana do 1890 r., kiedy to została unieruchomiona po wyczerpaniu górnych pokładów. Wydobywała ona w latach osiemdziesiątych ok. 100 tys. ton rocznie, przy czym właściciele jej dzierżawili również pole górnicze Nowe Szczęście Luizy. W 1910 r. nabyli ją z licytacji restaurator Piotr Cieślik i rzeźnik Konrad Kozioł z Małej Dąbrówki.

Kopalnia Jerzy, której właścicielami byli początkowo Jan Fryderyk Loesch i Karol Gedeon Gotard von Wallenberg-Pachaly z Wrocławia, została unieruchomiona w 1858 r., wobec silnego napływu wody, którego nie mogła powstrzymać pompa o mocy 36 KM. W 1866 r. nabyła tę kopalnię grupa kapitalistów, wśród których znajdował się współwłaściciel kop. Szczęście Luizy, Hugo von Löbbecke, oraz wiedeńscy bankierzy Maks von Springer i bracia Gutmann.

Nabywcy wznowili w 1867 r. eksploatację, przebijając szyb wyciągowy Wilhelm i uruchamiając nowy poziom wydobywczy na głębokości 148 m. Mimo przeszkód spowodowanych przez wdzieranie się wody do wyrobisk (co doprowadziło do przejściowego zatopienia kopalni w latach 1877÷1878) udało się już w 1881 r. osiągnąć ponad 100 tys. ton wydobycia. W 1894 r. nabył tę kopalnię jeden z najbogatszych kapitalistów górnośląskich, książę Christian Kraft za Hohenlohe-Oehringen. Nowy właściciel rozbudował kopalnię, do której przyłączył pole Bergknappe oraz kop. Gwiazda Poranna, tak że łączny obszar górniczy osiągnął wielkość 3169 tys. m2. Wydobycie doszło w 1912 r. do 421 tys. ton, a głębokość szybów - do 195 m. Kopalnia musiała walczyć z silnym dopływem wody. Mimo tego już w końcu XIX wieku przynosiła rocznie ok. 200 tys. marek zysku. Przyczyniło się do tego w dużym stopniu bezwzględne traktowanie załogi, spośród której już wkrótce po nabyciu kopalni przez Hohenlohego usunięto robotników starych oraz inwalidów o zmniejszonej zdolności do pracy. Położona nad granicą Królestwa Polskiego kopalnia korzystała też w znacznym stopniu z napływu sezonowych robotników zza kordonu, którym płacono znacznie mniej niż miejscowym górnikom. Robotnicy ci pochodzili przeważnie z okręgu dąbrowskiego i z Kielecczyzny, nazywano ich jednak w dokumentacji kopalnianej „Rusinami”, gdyż władze pruskie starały się ograniczyć napływ Polaków z innych zaborów na Górny Śląsk. W latach 1914÷1921 w spisach robotników kop. Jerzy figurują łącznie ponad 2 tysiące takich „Rusinów”, z których każdy pracował od kilku tygodni do paru lat (czasem z przerwami), podczas gdy przeciętna liczba zatrudnionych wynosiła około półtora tysiąca.

Z biegiem czasu zasoby węgla w eksploatowanych pokładach zaczęły się wyczerpywać, a na budowę, głębszych szybów nie decydowano się ze względu na silny napływ wód i trudności finansowe. Pertraktacje w sprawie wydzierżawienia sąsiednich pól górniczych nie dały rezultatu. W tych warunkach wydobycie kop. Jerzy zmniejszyło się do dwustu kilkudziesięciu tysięcy ton. rocznie, a w 1928 r. unieruchomiono ją mimo protestów miejscowego społeczeństwa. Pozostałe w górnych częściach kopalni resztki węgla były w latach 1933÷1936 wybierane przez biedaszybikarzy. Zwolnieni robotnicy, których w 1928 r. było jeszcze ok. 600, zostali przeniesieni do innych kopalń należących do Zakładów Hohenlohego lub też szukali zatrudnienia w kopalenkach Polska, Szczęście Luizy i Jutrzenka koło Małej Dąbrówki, które w latach międzywojennych ponownie uruchomiono.
Zachętę do podjęcia eksploatacji w tych drobnych zakładach stanowił fakt, że właściciele dużych kopalń (należących do konwencji węglowych) podnosili ceny węgla na rynku krajowym, aby wyrównać straty ponoszone przy eksporcie. W tych warunkach nawet prymitywnie wyposażone małe kopalenki mogły sprzedawać swoją produkcję po opłacalnych cenach, mimo wyższych kosztów własnych. Wobec panującego bezrobocia łatwo było również pozyskać fachowych górników, którzy zgadzali się pracować za niższą zapłatą niż w dużych kopalniach. Poważny procent stanowili wśród nich robotnicy zwolnieni z pracy za działalność komunistyczną. Brak poważniejszych zasobów finansowych powodował jednak częste bankructwa i przerwy w produkcji, które nie ominęły również kopalń w rejonie Małej Dąbrówki.

Pole górnicze pod nazwą Polska znajduje się na północ od Małej Dąbrówki, przy granicy dawnego Królestwa Polskiego. Zostało ono nadane 26.7.1856, nie było jednak eksploatowane aż do lat międzywojennych. Wielkość jego wynosiła 129,5 tys. m2. Pole to należało do gwarectwa, złożonego z dwudziestu kilku drobnych posiadaczy, którego reprezentantem był inżynier Lotar Heintze z Berlina. Jako pełnomocnik Heintzego, występował Remigiusz Schneider, który w 1924 r. rozpoczął eksploatację kopalni, osiągając w 1929 r. prawie 50 tys. ton wydobycia; musiał jednak ogłosić bankructwo i zarządcą masy upadłościowej został Jan Nowakowski. Schneider zdołał wówczas namówić katowickich restauratorów Romana Noglika i Karola Krigara do nabycia majątku i uprawnień firmy eksploatacyjnej za sumę 150 tys. zł (umowa z 18.10.1930 r.). Nabywcy zobowiązali się ponadto na mocy umowy z 22.10.1930 r. do płacenia czynszu dzierżawnego od wydobycia dla gwarectwa i inż. Heintzego oraz do zapłacenia żonie Schneidera 30 tys. złotych za pośrednictwo i wypłacania na rzecz jego córki po 0,10 zł od tony wydobytego węgla. Zorientowawszy się, że zasoby kopalni są znacznie mniejsze, niż przedstawiał Schneider, Noglik i Krigar zdołali uzyskać w 1934 r. zmianę warunków umowy: kopalnia została wydzierżawiona spółce z ograniczoną odpowiedzialnością pod firmą „Kopalnia Polska, Noglik i Spółka” z kapitałem 20 tys. zł. Zaległy czynsz dzierżawny ustalono na 45 tys. zł (do 28.2.1934), dalszy czynsz określono na 1,30 zł od tony wydobycia (dotychczas ok. 1,60 zł).

Gdy Noglik i Krigar obejmowali kopalnię Polska w 1930 r., była ona czasowo zamknięta przez władze górnicze ze względu na zły stan techniczny. Dzierżawcy dokonali szeregu inwestycji, m.in. zbudowali nową sortownię, urządzenia do podsadzki płynnej i wieżę wyciągową z maszyną o mocy 45 KM. Kopalnia posiadała poza tym elektrycznie napędzane pompy, a robotnicy posługiwali się wiertarkami elektrycznymi. Węgiel dowożono własną kolejką wąskotorową do Roździenia, gdzie przeładowywano go do wagonów wąskotorowych.

Główną inwestycją była budowa nowego szybu wydobywczego, który doprowadzono najpierw do górnego, a następnie do dolnego pokładu i założono dwa poziomy wydobywcze (kopalnia eksploatowała 2 pokłady grupy 500, grubości 4,5 m i 8 m). Szyb ten miał obudowę drewnianą, osłabioną wobec silnego ciśnienia górotworu i częściowego ścięcia obudowy siekierą dla poszerzenia przedziału dla klatek wyciągowych. Osłabiona była zwłaszcza obudowa w górnej części szybu, przechodzącej przez warstwę piasku. Władzie górnicze tolerowały jednak te usterki techniczne, gdyż zamknięcie kopalni pozbawiłoby pracy załogę i wpłynęłoby na dalszy wzrost bezrobocia.

Mimo silnego napływu wody, który doprowadził nawet do przejściowego unieruchomienia kopalni w listopadzie i grudniu 1933 r., wydobycie kształtowało się w granicach 20÷40 tys. ton rocznie, a w 1935 r. doszło nawet do 57 823 ton (przy 167 zatrudnionych). W tym samym roku jednak nastąpiła katastrofa: pod naporem piasku zawaliła się górna część szybu wydobywczego, co spowodowało również zapadnięcie się wieży wyciągowej. Pracownicy zatrudnieni na górnym poziomie zdążyli na szczęście zbudować w szybie pomost z belek, na którym zatrzymały się spadające części obudowy i obsuwający się piasek. Dzięki temu ocalała dolna część szybu; po 14-godzinnej akcji ratunkowej zdołano również wyprowadzić na powierzchnię 11 robotników, którzy prowadzili roboty przygotowawcze ma dolnym poziomie i zostali odcięci. (2) Następnie naprawiono szyb i wkrótce wznowiono wydobycie. Likwidacja skutków katastrofy nadszarpnęła jednak poważnie finanse firmy „Kopalnia Polska, Noglik i Spółka”, która ogłosiła upadłość i została wzięta pod zarząd przymusowy, kierował on kopalnią przez dwa lata. Dopiero w 1937 r. udało się zorganizować nową spółkę pod firmą „Dąbrówka Śląska”, która poddzierżawiła od spółki „Kopalnia Polska” prawo eksploatacji. Udziałowcami spółki „Dąbrówka Śląska” byli: żona Krigara, Karolina (z domu Raschdorf), Franciszka Malcharczyk z Katowic oraz kupiec Kałma Rottenberg z Myszkowa, który w 1939 r. odstąpił swój udział Stanisławowi Moniuszce z Przewodziszowic koło Żarek. W maju 1939 r. kopalnia dostała się jednak znowu pod zarząd sądowy z powodu niepłacenia czynszu dzierżawnego dla gwarectwa, a zarządcą upadłościowym został inżynier Henryk Rosen z Sosnowca. Łączną wysokość zadłużenia obliczano na 500÷600 tys. zł. Również Noglik i Krigar na mocy decyzji sądu rozjemczego z 8.7.1939 zostali skazani na zapłacenie gwarectwu zaległego czynszu dzierżawnego w wysokości 21 753 zł, wraz z odsetkami i kosztami procesu.

Kopalnia była czynna aż do września 1939 r., kiedy to została zatopiona z powodu przerwania dopływu prądu elektrycznego do pomp.

Kopalnię Szczęście Luizy uruchomiono w 1933 r. po przebiciu w roku poprzednim dwóch szybów: wydobywczego i wentylacyjnego. Pole tej kopalni należało również do kilku osób, nie dysponujących poważniejszymi funduszami, a reprezentantem gwarectwa był od 20.1.1927 do 30.7.1932 Remigiusz Schneider (ten sam, który kierował gwarectwem Polska). Działając z upoważnienia gwarków, Schneider wydzierżawił 13.11.1931 tereny górnicze Szczęścia Luizy Eugeniuszowi Szczotkowskiemu z Będzina i Romanowi Masze, którzy zobowiązali się płacić czynsz dzierżawny dla gwarectwa w wysokości 0,80 zł od tony wydobycia, a ponadto dopłacać 0,70 zł od tony dla Schneidra. Szczotkowski i Macha przelali zresztą wkrótce swoje prawa na otworzoną 10.2.1932 spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością pod nazwą „Kopalnia Węgla Kamiennego Szczęście Luizy”. Spółka ta dysponowała kapitałem wysokości 30 tys. zł, podzielonym ma 100 udziałów po 300 zł; 70 udziałów należało do Eugenii Szyszkowej z Będzina, a po 10 do Machy, Goszkowskiego i Schneidra.

Tymczasem większość kuksów kopalń Szczęścia Luizy (756 na 1000) dostała się w ręce sekretarza Sądu Apelacyjnego w Katowicach Karola Gadleca. Gadlec usunął Schneidra ze stanowiska reprezentanta gwarectwa, zarzucając mu zawarcie niekorzystnej umowy dzierżawnej, a ponadto bezprawne przepisanie 172 kuksów na nazwisko swojej córki Elżbiety. Nowym reprezentantem został Fryderyk Otton Kuntz z Katowic.

W międzyczasie wydobycie kopalni wzrosło z 23 721 ton w 1933 r. do ponad 50 tys. ton w 1937 r. Mimo małych rozmiarów kopalnia była stosunkowo dobrze wyposażona pod względem technicznym i zelektryfikowana. Jej szyb wydobywczy miał głębokość 55 m i dochodził do pokładu „Fanny”; stąd poprowadzono do dolnego pokładu „Karolina” upadową, w której transport odbywał się za pomocą elektrycznego kołowrotu. Urobek dowożono kolejką wąskotorową do rampy w Roździeniu, podobnie jak z kop. Polska. l w tej kopalni dawał się jednak odczuć brak funduszów na inwestycje i przetrwanie okresów gorszej koniunktury. Niejednokrotnie brakowało pieniędzy na wypłatę dla robotników, co doprowadzało do strajków. Najbardziej znany był strajk okupacyjny połączony z głodówką w lutym 1935 r., wymierzony przeciw próbom zamknięcia kopalni. Strajk ten zakończył się zwycięstwem robotników, których poparły załogi sąsiednich dużych kopalń oraz organizacje lewicowe. W 1937 r. spółka ogłosiła upadłość, kopalnię utrzymano jednak w ruchu, gdyż władze obawiały się wzrostu bezrobocia i nowych wystąpień proletariatu. Zadłużenie kopalni wynosiło ok. 280 tys. zł, z czego 180 tys. zł stanowiły zaległe podatki i należności instytucji ubezpieczeniowych. Dotychczasowi właściciele porozumieli się z przedsiębiorcą górniczym Chilem Rechnicem, który po likwidacji dzierżawionych przez niego kopalenek w okręgu dąbrowskim prowadził młyn w Sławkowie. Rechnic na mocy umowy z 20 grudnia 1938 r. nabył udział Karola Gadleca (756 kuksów) i zobowiązał się spłacić długi oraz poczynić niezbędne inwestycje. Zakupienie kopalni przez przedsiębiorcę spoza Śląska wywołało jednak pewne sprzeciwy, zwłaszcza że administrację kopalni objęli krewni i znajomi Rechnica. Sprzeciwy te opóźniły zatwierdzenie transakcji przez starostwo katowickie i sprawa nie została ostatecznie załatwiona aż do wybuchu wojny, chociaż Rechnic wyłożył ok. 200 tys. złotych na urządzenie kopalni, spłatę długów i nabycie kuksów.

W dniu 22 sierpnia 1939 r. kopalnia została zatopiona z powodu uszkodzenia głównej pompy.

Głównymi udziałowcami gwarectwa Gwiazda Wieczorna byli w latach międzywojennych adwokat Henryk Skowronek z Bytomia (55 kuksów na 100) i rzeźnik Kozioł z Małej Dąbrówki (30 kuksów); na czele gwarectwa stał proboszcz Ścigała z Bogucic. Gwarectwo to wydzierżawiło w 1935 r. prawo eksploatacji węgla spółce „Jutrzenka”, której przedstawicielem był sztygar Józef Ostrowski. Spory między wspólnikami doprowadziły do zmiany pierwotnej umowy, bardzo korzystnej dla Ostrowskiego i utworzenia na mocy aktu notarialnego z 24.3.1937 spółki z ograniczoną odpowiedzialnością, której kapitał wynosił 50 tys. zł, podzielonych ma 100 udziałów po 500 zł. Głównymi udziałowcami byli: Augustyn Landsberg, Tadeusz Tomsio, Kazimierz Madziara, inżynier Konstanty Kizyma i urzędniczka Walentyna Zdrzałek; wkład Ostrowskiego oszacowano na 1 udział. W latach 1937÷1939 zaszły z resztą zmiany w składzie udziałowców. I ta spółka nie płaciła gwarectwu czynszu dzierżawnego, co doprowadziło w 1939 r. do procesu, zakończonego w pierwszej instancji wyrokiem skazującym spółkę na zapłacenie zaległego czynszu wysokości 134 281,50 zł wraz z odsetkami.

Mimo tych trudności produkcja kop. Jutrzenka szybko wzrastała. Roboty rozpoczęto w listopadzie 1935 r., a już w 1937 r. kopalnia osiągnęła wydobycie wysokości 68 837 ton. W 1938 r. kopalnia Jutrzenka wydobyła 95 204 tony węgla, podczas gdy Dąbrówka Śląska tylko 38 387 ton, a Szczęście Luizy (Jadwiga) – 41 131 ton. Kopalnia Jutrzenka miała szyb wydobywczy głębokości 100 m, którym udostępniono dwa pokłady grupy 500. Urządzenia nie były jednak jeszcze wykończone ze względu na stosunkowo niedawne rozpoczęcie eksploatacji: w 1939 r. kopalnia miała drewnianą, ręcznie uruchamianą sortownię i drewnianą obudowę szybu wydobywczego. Urobek dowożono do rampy przeładunkowej kolejką wąskotorową a częściowo ładowano go do furmanek.

Po zagarnięciu kopalń przez okupacyjne władze hitlerowskie ich komisarycznym zarządcą został mianowany z dniem 6.10.1939 Kurt Nickisch, który kierował również sąsiednią kopalnią Giesche (obecnie Wieczorek). Wobec sprzeciwów ze strony niektórych dawnych właścicieli (m. in. Remigiusza Schneidra) wyznaczono jednak już 18.12.1939 nowego zarządcę przymusowego w osobie emerytowanego dyrektora kopalni Ottona Friesa. Wszystkie trzy drobne kopalnie (Jutrzenka, Dąbrówka Śląska i Szczęście Luizy) potraktowano przy tym jako całość. Czynna była początkowo tylko kopalnia Jutrzenka, później zdołano również wznowić eksploatację Dąbrówki Śląskiej. Nie udało się natomiast uruchomić kopalni Szczęście Luizy, gdzie urządzenia szybowe znajdowały się w złym stanie, a w dodatku trzeba było otamować pożar podziemny w górnym pokładzie. Wydobycie w 1940 r. wyniosło 62 763 tony, w ciągu pierwszych 5 miesięcy 1941 r. - 28 090 ton; załoga składała się według stanu na 16.7.1941 z 217 robotników i 11 urzędników. Według ekspertyzy przeprowadzonej w 1941 r. przez Sogallę, ówczesnego dyrektora kopalni Paryż, udostępnione zasoby wszystkich trzech kopalenek w pokładach grupy 500 (grubości 4,8 m i 8 m) wynosiły jeszcze 5673 tys. ton, a w zalegających o ok. 100 m poniżej pokładach grupy 600 znajdowało się dalsze 1 349 tys. ton węgla. Do tego dochodziło jeszcze około miliona ton w polu kop. Jerzy i 1,5 miliona ton w południowej części sąsiedniego pola Heintze. Kierownictwo kopalń zamierzało podjąć dalszą eksploatację przez nieczynny od dłuższego czasu szyb Hoppe (głębokości 148 m), położony przy linii kolejowej i przyłączyć do swego obszaru górniczego również pola Hubertus (zasoby 2,5 miliona ton) i Heintze (całość zasobów 6,3 milionów ton). Koszt niezbędnych inwestycji obliczano na 400 do 600 tys. marek, a całe zapotrzebowanie pieniędzy na 857 tys. marek (w tym 132 tys. marek na spłatę długów).

Władze hitlerowskie doszły jednak do wniosku, że planowane inwestycje nie opłacają się, a załoga może pracować bardziej wydajnie w innych kopalniach. Odczuwano bowiem coraz dotkliwiej brak robotników wobec powołania znacznej liczby mężczyzn do wojska oraz rozbudowy produkcji zbrojeniowej i okupanci dążyli do maksymalnej koncentracji wydobycia i wstrzymania wszelkich inwestycji, które nie dawały natychmiastowych efektów gospodarczych. Z tych powodów nie zgodzili się ani na oddanie kopalń pozostałej ma Śląsku części dawnych udziałowców, ani też na ich sprzedanie przedsiębiorcy Pietruskiemu, który zabiegał o to w 1941 r. Przerwanie się wody i zatopienie szybu wydobywczego kop. Jutrzenka w dniu 2.12.1941 spowodowało ostateczne wstrzymanie eksploatacji. Pola górnicze zlikwidowanych kopalń przyłączono do kop. Siemianowice (zagarniętej w okresie okupacji przez koncern Hermann Göring), która też przejęła ich majątek. Likwidacja agend ciągnęła się do 1943 r.

Ogółem z kopalń w rejonie Małej Dąbrówki wydobyto od rozpoczęcia eksploatacji do 1941 r. ok. 22 milionów ton węgla, z czego 13,5 miliona ton przypada na kop. Jerzy, a 5,5 miliona ton na Szczęście Luizy. Dalsze kilka milionów ton trzeba doliczyć na straty powstałe wskutek pożarów, pozostawiania węgla w filarach ochronnych, niedokładnego wybierania itd. Eksploatację pozostałych zasobów podjęto ponownie w latach pięćdziesiątych za pomocą upadowej Borki.


Źródła:
(1) Jerzy Jaros, Górnictwo węglowe w rejonie Małej Dąbrówki, "Wiadomości Górnicze" 1964, nr 10 (s. 332-333) i nr 11 (s. 367-368).
(2) Autor pisze najprawdopodobniej o katastrofie, która wydarzyła się 4 października 1933 r. - Polonia nr 3230, 5 październik 1933, s. 1 i 7.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz